Pan Kornel Morawiecki jest niestety starszym panem oderwanym od rzeczywistości .Jako dobry ojciec ,wszystko zrobi dla syna. Tyle w tym temacie . Niestety żródła nie podam zostało skutecznie skasowane przez Google. Pzdr.
Zachęcony poprzednim postem z serii, a zwłaszcza komentarzami próbowałem coś wygooglowac, no i oczywiście wiele sie nie dowiedziałem.
Ale ponieważ gość jest o rok ode mnie młodszy i studiowaliśmy w tym samym czasie więc pogląd można sobie wyrobic. Jak na wroga reżimu , historyka z ekonomicznymi podyplomówkami to kariera iście zawrotna.
W tamtych czasach na historię szedł albo pasjonat , a tym nie przestaje sie byc po pięciu latach studiów , albo tępak. Poza tym pamiętam tych działaczy NZS - banda gówniarzy, którzy najpierw uważali , że trzeba strajkować , a dopiero potem zastanawiali się , o co. Pamiętam studentów historii jadących w Bieszczady ( tym samym pociągiem jeździłem do domu):
do Warki - ą, ę bułka przez bibułkę , akademickie dyskusje, a od Radomia już zarzygany cały przedział i pół korytarza.
Sorry, ale właśnie tak kojarzy mi się Pan Wicepremier.
Napisałbym! W skakaniu z pociągu też mam pewne doświadczenie.
A Kolega też , jak mniemam, po historii? ale tabliczkę mnożenia zna?
To może na podsekretarza stanu w MF?
Wracając do tematu: kiedy poszedłem do pracy w 1992 , to funkcjonowały chyba jeszcze kartki, a za c.a. 1/3 poborów kupiłem sobie siekierę ! firmy Stanley. Mój ojciec był drobnym przedsiębiorcą i byłem szczęśliwy, że dostałem od Niego starego malucha , by było mi łatwiej. W banku chciałem wziąc kredyt , by kupic sobie meble do słuzbowego mieszkania (jakieś trzykrotne pobory) - odmówiono - byłem za mało wiarygodny.
A tu syn opozycjonisty, prześladowanego , a tym samym z założenia biednego, jak mysz kościelna, rozkręca biznes - firma wydawnicza , stać go na studia MBA, a potem na "studia" w Hamburgu. A uzyskane ta droga świstki są podstawą , by dostać liczne eksponowane posady.
Jeżeli tak wygląda przeciętny polski opozycjonista, to już wiem , z czyjej deklaracji programowej pochodzi fragment:
"Ja się będę opirała , wy mnie chłopy ciągta. Zaciągta mnie do stodoły i mnie tam wyrąbta."
Mamy też przykład chistoryka Komorowskiego. Ja pamiętam, że w akademiku historycy (przeważały liczebnie historyczki-póżniejsze nauczycielki) tankowali systematycznie niezależnie od płci na umór. Mogło to świadczyć o niskich wymaganiach na wydziale albo o ich szczególnej wrażliwości na kłamstwa, których byli świadomi, a które musieli oficjalnie przyjąć za własne, czego na trzeżwo nie byli w stanie zdzierżyć. W to drugie raczej wątpię, bo wcześniej też uczyli się tej samej historii chyba, że ktoś jednak otwierał im oczy na fakty i tego też nie mogli zdzierżyć.
Młodego Morawieckiego bym nie przekreślała od razu, raczej będę się przyglądała jego decyzjom, tak samo jak działaniom PiS-u. Po owocach ich poznacie.
Czy Morawiecki sfinansował książkę Jankego o swoim ojcu (Kornelu Morawieckim) i Solidarności walczącej?
Sam fakt sfinansowania książki o SW to tylko chlubna karta w życiorysie.
Natomiast to, czy akcjonariusze / członkowie RN / wspólnicy BZ WBK wiedzieli o tym, że syn przeznacza ich pieniądze na finansowanie książek dot. jego ojca, to zupełnie inna sprawa. Jeżeli wiedzieli, to nic w tym złego.
[Kto by nie chciał mieć okazji współfinansowania takiej legendy... w postaci własnego ojca]
"Poza tym pamiętam tych działaczy NZS - banda gówniarzy, którzy najpierw uważali , że trzeba strajkować , a dopiero potem zastanawiali się , o co."
Może i tak było. Ja natomiast opiszę, jak wyglądał rewers tego procesu:
Kiedyś, w czasach postsolidarnościowych, ale przedokrągłostołowych, czterech uczniów klasy trzeciej (biol-chem bojdaże, o ile pamiętam) pewnego prowincjonalnego dolnosląskiego LO, gnanych chęcią wybicia się ponad szarą urawniłowkę, postanowiło zaszpanować przed kolektywem uczniowskim, a może przed wybranymi koleżankami, nie wiem, i na apel na 1.09 pojawili się - a jakże - w przepisowych marynarkach, tyle że dobrali do nich kwieciste kolorowe szerokie krawaty (rodem z epoki Gierka). Były one o tyle rzucające się w oczy, że lata schyłku komuny to moda na cienkie czarne krawaciki, a jakiekolwiek jawne lub mniej jawne nawiązywanie do hipisów to był obciach nawet w naszej grupie rówieśniczej. Nawet jeśli ktoś tam słuchał jeszcze Led Zeppelin, to pod względem mody szerokie nogawki u spodni i szerokie krawaty to był najbardziej żenujący i obciachowy element wyglądu ever.
No i tych 4 twardzieli stanęło z marsowymi minami w pierwszym rzędzie na apelu. W sumie to nawet mało kto z uczniów zwrócił na nich uwagę: ot, niektórzy się uśmiechnęli.... ale raczej z politowaniem.
[Niespecjalnie wypalił im ów event, choć dziś pewnie bym śmiał się do rozpuku. No ale wtedy mało kto miał w sobie wyrobione angielskie poczucie absurdalnego humoru].
Bo tak już jest, że nadrzędnym kryterium oceny wśród młodzieży tego, co cool, a co obciach, jest wygląd (moda). Tak więc ci 4 gieroje, którzy chcieli zakpić z "oficjalnej modo-poprawności", stali się ofiarami samych siebie.
Niemniej nie cała społeczność szkolna okazała się tak tępa i nieczuła na ich (dziś dopiero widzę: wizjonerski i genialny dowcip): jedna osoba dostrzegła w ich proteście błysk geniuszu. Tym kimś był nie kto inny, jak pan derektor.
Otóż ten pan derektor tuż przed apelem, gdy tylko zobaczył nie aż tak znowu liczny szpaler "szerokokrawatowców", podszedł do nich i jednym zdaniem im obwieścił, że niniejszym ze skutkiem natychmiastowym zostają zawieszeni w prawach ucznia (ciekawe, na jakiej podstawie, he he....). Oni oczywiście bardzo się tym zbulwersowali, ale oczywiście zastosowali się do tego, bo przecież bardzo lubili swoją szkołę i nie chcieli martwić swych rodziców przenosinami na jeszcze większą prowincję.
Ale najlepsze zdarzyło się nieco później. Otóż pan derektor powiedział, że sobie nie życzy, by w jego szkole pojawiały się jakiekolwiek akcepty "POMARAŃCZOWEJ ALTERNATYWY".
I w ten oto sposób dowiedzieliśmy się o Frydrychu..... czyli jak to intuicyjna oddolna i nieuświadomiona działalność łączy się w jeden wielki nurt Wielkiej Opozycji....
Cry Havoc